Genialny dyplomata, pionierski alchemik, czy może szarlatan
i oszust? W poczet szalonych naukowców należy wpisać Michała Sędziwója, najsłynniejszego
polskiego alchemika. W ciągu swojego życia rozkochał w sobie Europę. Jego
dokonania cytował sam Issac Newton. Kim tak naprawdę był człowiek, który miał mieć
recepturę kamienia filozoficznego? Zapraszam do lektury.
Urodzony w 1566 obok Nowego Sącza Sędziwój pobierał nauki od
najznamienniejszych naukowców swojego czasu, między innymi Johna Dee, a
także z prac Paracelsusa.
Był sławnym dyplomatą – dzięki pieniądzom pozyskanym od możnych odwiedził prawie całą Europę, doradzając monarchom i oddając się badaniom nad alchemią.
Był sławnym dyplomatą – dzięki pieniądzom pozyskanym od możnych odwiedził prawie całą Europę, doradzając monarchom i oddając się badaniom nad alchemią.
Sędziwój, człowiek niezwykle mądry, ale i przebiegły, szybko
rozpuścił wieść, jakoby wszedł w posiadanie kamienia filozoficznego, którym miał go obdarować inny polski
alchemik, Sethon, w podzięce za uratowanie go z saksońskiego więzienia. Dzięki temu mógł mydlić oczy europejskim
monarchom i pozyskiwać od nich środki na sensowne badania.
Jedna z tych historii, w której Sędziwój rozkochuje w sobie
umysły europejskich możnowładców, działa się na terenie dzisiejszych Niemczech.
Polak wiedział, gdzie uderzyć, by okryć się sławą. Udał się na dwór Rudolfa II,
bojaźliwego cudzołożnika, opętanego lękami i depresją, znanego z pasji do
wszelkich szarlatanów: astrologów, rabinów-kabalistów, czy okultystów. Alchemik
przeprowadził tam swoją pierwszą transmutację ołowiu w złoto. A przynajmniej
takie wrażenie odniósł Rudolf II. Dzięki sprytnej sztuczce, używając barwiącej
substancji – tynktury, zdobył uznanie władcy, który w ścianę sali, w której doszło do eksperymentu, kazał wmurować tablicę
z napisem:
„FACIAT HOC GUISPIAM ALIUS
QUOD FECIT SENDIVOGIUS POLONUS”
(Niech ktokolwiek inny uczyni to, co uczynił Polak Sędziwój)
(Niech ktokolwiek inny uczyni to, co uczynił Polak Sędziwój)
Sława jednak miała swoje mroczne strony. Gdy przybył na dwór
Fryderyka I, władca najpierw go poprosił, a potem
zaczął rozpaczliwie błagać i płaszczyć się przed nim na kolanach, by ten zdradził
mu sekret transmutacji. Alchemik jednak musiał kryć sekret swej sztuki, więc odmówił,
przez co został wtrącony do więzienia, by zmiękł. Gdy dowiedziała się o tym
Europa, szykowano już chorągwie wojsk, by go odbić. Ten jednak z wysokiej wieży
więziennej uciekł w iście średniowiecznym stylu – spuścił się na związanych
prześcieradłach.
Jego największym odkryciem był „pokarm życia”, który za
kilkadziesiąt lat przez francuskiego chemika miał zostać nazwany „oxygen”,
czyli tlen. Opisał go w jednej ze swoich licznych prac, jako: „sól naszą, która
unosi się w morzu, oraz wodę, która nie moczy rąk, bez której w świecie nic nie
może się narodzić i powstać”.
W spuściźnie po sobie pozostawił 10 prac naukowych, prosperującą
manufakturę materiałów wybuchowych, a także owiane tajemnicą Stowarzyszenie Nieznanych
Filozofów, mające być jedną z pierwszych polskich… masonerii.
Sędziwój uważał, że wynalazki powinny być pod kontrolą, aby nie
wpadły w niepowołane ręce. Na przykład innych, późniejszych szalonych
naukowców. W kolejnych wpisach z serii: szaleni naukowcy udowodnię, że wcale
się nie pomylił.