niedziela, 28 września 2014

[Szaleni Naukowcy #1] Uczyńcie tyle, co Michał Sędziwój!

Genialny dyplomata, pionierski alchemik, czy może szarlatan i oszust? W poczet szalonych naukowców należy wpisać Michała Sędziwója, najsłynniejszego polskiego alchemika. W ciągu swojego życia rozkochał w sobie Europę. Jego dokonania cytował sam Issac Newton. Kim tak naprawdę był człowiek, który miał mieć recepturę kamienia filozoficznego? Zapraszam do lektury.

Urodzony w 1566 obok Nowego Sącza Sędziwój pobierał nauki od najznamienniejszych naukowców swojego czasu, między innymi Johna Dee, a także z prac Paracelsusa.

Był sławnym dyplomatą – dzięki pieniądzom pozyskanym od możnych odwiedził prawie całą Europę, doradzając monarchom i oddając się badaniom nad alchemią.
Sędziwój, człowiek niezwykle mądry, ale i przebiegły, szybko rozpuścił wieść, jakoby wszedł w posiadanie kamienia filozoficznego, którym miał go obdarować inny polski alchemik, Sethon, w podzięce za uratowanie go z saksońskiego więzienia. Dzięki temu mógł mydlić oczy europejskim monarchom i pozyskiwać od nich środki na sensowne badania.

Jedna z tych historii, w której Sędziwój rozkochuje w sobie umysły europejskich możnowładców, działa się na terenie dzisiejszych Niemczech. Polak wiedział, gdzie uderzyć, by okryć się sławą. Udał się na dwór Rudolfa II, bojaźliwego cudzołożnika, opętanego lękami i depresją, znanego z pasji do wszelkich szarlatanów: astrologów, rabinów-kabalistów, czy okultystów. Alchemik przeprowadził tam swoją pierwszą transmutację ołowiu w złoto. A przynajmniej takie wrażenie odniósł Rudolf II. Dzięki sprytnej sztuczce, używając barwiącej substancji – tynktury, zdobył uznanie władcy, który w ścianę sali, w której doszło do eksperymentu, kazał wmurować tablicę z napisem:

„FACIAT HOC GUISPIAM ALIUS QUOD FECIT SENDIVOGIUS POLONUS”
(Niech ktokolwiek inny uczyni to, co uczynił Polak Sędziwój)

Sława jednak miała swoje mroczne strony. Gdy przybył na dwór Fryderyka I, władca najpierw go poprosił, a potem zaczął rozpaczliwie błagać i płaszczyć się przed nim na kolanach, by ten zdradził mu sekret transmutacji. Alchemik jednak musiał kryć sekret swej sztuki, więc odmówił, przez co został wtrącony do więzienia, by zmiękł. Gdy dowiedziała się o tym Europa, szykowano już chorągwie wojsk, by go odbić. Ten jednak z wysokiej wieży więziennej uciekł w iście średniowiecznym stylu – spuścił się na związanych prześcieradłach. 

Jego największym odkryciem był „pokarm życia”, który za kilkadziesiąt lat przez francuskiego chemika miał zostać nazwany „oxygen”, czyli tlen. Opisał go w jednej ze swoich licznych prac, jako: „sól naszą, która unosi się w morzu, oraz wodę, która nie moczy rąk, bez której w świecie nic nie może się narodzić i powstać”. 
W spuściźnie po sobie pozostawił 10 prac naukowych, prosperującą manufakturę materiałów wybuchowych, a także owiane tajemnicą Stowarzyszenie Nieznanych Filozofów, mające być jedną z pierwszych polskich… masonerii. 

Sędziwój uważał, że wynalazki powinny być pod kontrolą, aby nie wpadły w niepowołane ręce. Na przykład innych, późniejszych szalonych naukowców. W kolejnych wpisach z serii: szaleni naukowcy udowodnię, że wcale się nie pomylił.

2 komentarze: